
Sceneria jak z horroru… ;-)
3 listopada 2018
Wieczór.
Nic z tego, mgły się nie rozwiały. Cały dzień opatulają las, domy na Groniu i w dolinie, do tej chwili gęsto wiszą za oknami.
Schodziłam drogą trochę jak z horroru. Gdzieniegdzie mgła była tak ciemna i gęsta, że wchodząc w nią miało się wrażenie wchodzenia w otwartą gardziel jakiegoś stwora. Tym bardziej, że ścieżka była mokra po nocnym deszczu, a ciemne drzewa po obu stronach ścieżki stały ciche i nieruchome, jakby wyczekująco.
Gdzieniegdzie z kolei mgła rzedła, w sinej masie u góry pojawiał się białawy krążek słońca. Ale wyglądało raczej jak księżyc, słowo daję.
W tej niesamowitej scenerii szło mi się jednak świetnie, smętki przynajmniej ulatniały mi się z głowy przy każdym kolejnym kroku. Miarowym marszem przeszłam około 6 kilometrów, w lesie tylko zatrzymywałam się żeby czasem pstryknąć zdjęcie. Modrzewisko też całe zatopione było we mgle i ciszy, nawet psy jakoś nie szczekały i nie biegały po podwórkach.
Jedyną sąsiadką jaką spotkałam była Gosia wracająca z zakupów. Patrzyła na mnie wręcz ze współczuciem, pytając:
– Pewnie mocie tam dziś łokropnie brzydko w Groniu? Tako mgła…
– E tam, na górze jakoś jaśniej niż tutaj, tylko w lesie ciemnica. – uśmiechnęłam się. – Dobrego dnia, Gosiu!
– A dobrego, dobrego, Marylko! – uśmiechnęła się też i z ulgą położyła torby z zakupami na schodach.
Nawet taka krótka, sympatyczna wymiana zdań wprowadziła mnie w dobry nastrój. Dziarsko maszerowałam więc dalej, przyglądając się domom i ogrodom przy drodze. Ależ chciałabym tu mieszkać na stałe.
Po solidnej, kilkunastokilometrowej dawce wędrowania, i ja z ulgą w końcu postawiłam plecak na progu własnego domu, jak wcześniej Gosia. Otworzyłam drzwi i z przyjemnością weszłam do ciepłej, suchej izby. Hubert zadzwonił, że już przyjechał, raźniej mi się więc zrobiło. Antek z Mateuszem cięli coś wczoraj i stukali zawzięcie na swoim podwórku, ale dzisiaj już wyjechali. Dobrze, że jest Hubert.
Zjadłam na obiad moją ulubioną sałatkę z tuńczykiem i zabrałam się za porządki przed domem. Poobcinałam zbrązowiałe, suche paprocie „od rufy”, uprzątnęłam większość liści i zamiotłam kamienne podesty. Jednak nie wwiozłam dziś zapasów wody na zimę, Krzysiek przywiezie z kolegami w przyszłym tygodniu. Poddałam się tej mgle, resztę dnia postanowiłam spędzić odpoczywając, napawając się ciszą i pięknem gór.
No, wieeem. Nie widać ich, ale przecież tu są! 😉
7 thoughts on “Sceneria jak z horroru… ;-)”
Tak, góry są i we mgle i są piękne.
Marylo, długo nie zaglądałem do Ciebie, teraz nadrabiam zaległości.
Miło Cię widzieć. 🙂
Dziękuję za te słowa i za uśmiech.
Bo mgla to tak wycisza wszystko: emocje i troski i halasy i swiatlo.
Przeciez kondycje masz coby jaka mlodka!!!
Dobrego dnia!
Średnia długość życia się wszak zwiększyła, teraz takie 50+ to dopiero „popołudnie”. 😉
Zawsze chciałam mieszkać w lesie. Teraz już nie jestem tego taka pewna. Może dlatego, ze ludzie teraz mniej przyjaźni, no i co się człowiek różnych filmów naoglądał zwłaszcza tych kryminalnych 🙂
Myślę jednak, że jeżeli ma się fajnych sąsiadów to jest inaczej. Problemem dla mnie byłaby jednak aprowizacja. Pewnie 20 lat temu nie, teraz jednak już tak. Wnoszenie zakupów na 3 piętro stało się dla mnie już teraz dość trudnym zadaniem. Podziwiam Cię za hart i pogodę ducha, życzę samych przyjemnych chwil i zdarzeń w tym Twoim miejscu na Ziemi :)))
Tak, przy pewnych wysokościach aprowizacja zaczyna być pewnym problemem. 😉
Dlatego nie wyobrażam sobie mieszkania na 3 piętrze… 😉