
Nowe okna, nowa studnia i graty precz! :-)
7 czerwca 2020
Nieco pochmurny, rześki ranek po wielce pracowitym dniu.
Krzyś śpi jeszcze w swoim kącie izby, z kuchni słychać gadanie płomyków ognia pod płytą pieca, a zza okna – świergoty ptactwa wszelakiego. Zieleń bujnych traw jest teraz najbardziej soczysta, przepięknie współgra z dziesiątkami innych zieleni przystrajających drzewa wokół szczytu Siwego Gronia.
Cicho wstałam ze swojego skrzypiącego krzesła i podeszłam do – jeszcze majowego – kalendarza na ścianie. Przewróciłam kartkę, ta czerwcowa nie jest tak kolorowa jak poprzednia, ciekawe dlaczego. Tutaj jest odwrotnie, teraz dopiero buchnęło kolorami!
Nie wiem, co to za ptak daje koncert w koronie lipy Kasi, ale to istna wirtuozeria, cudne trele płyną z malutkiego gardziołka. Słońce wygląda zza chmur, żeby za chwilę powtórnie się za nimi schować, no tak, prognozy zapowiadają na dziś deszcze. Znooowu? 🙁
Jasne, ziemia tych deszczy potrzebuje, dla mnie jednak to problem, bo dach zabezpieczony jest ledwie prowizorycznie, pan Bolek nie miał jeszcze okazji przyjść i naprawić jak trzeba.
– Ady leje ciągle, to jak tu po dachu chodzić?
Wstąpiliśmy do niego wczoraj, zostawiliśmy klucz do chatki, może to jakoś go zachęci i zmobilizuje, nie będzie musiał dzwonić po Krzyśka tylko sam z synami poradzi sobie, mając dostęp do strychu. Co więcej, pokazaliśmy nowo zakupione okna, ułożone i umocowane starannie w bagażniku terenówki. Pamiętam ciągle reakcje kolejnych fachowców pytanych o możliwość zrobienia czegoś przy domu:
– Ady dlo takij roboty to się ani nie łopłaco na takom stromiznę wychodzić!
Naprawa dachu i wstawienie trzech okien to już praca bardziej konkretna, mam nadzieję, że będzie się opłacała.
Jadąc od domu pana Bolka, zobaczyliśmy znajomą taksówkę, pomachałam Bronkowi skręcającemu do Modrzewiska a Krzyś wpuścił go przed sobą gestem ręki.
Na tylnym siedzeniu zobaczyłam znajomą blond fryzurkę.
– O, to chyba Kasia siedzi w taksówce! – powiedziałam do Krzycha i szybko wybrałam numer zaprzyjaźnionej sąsiadki.
– Cześć Marylko, co tam? – odezwała się wesoło.
– Cześć Kasiu, siedzimy ci na ogonie, jeśli chcesz to przejmiemy cię i wjedziesz z nami na Groń. Jedziemy terenówką.
Kasia ucieszyła się niepomiernie.
– Super, akurat mam spore zakupy w plecaku, z przyjemnością się do was przesiądę!
Dojechała jednak do samego Baraniego Rynku, dając panu Bronkowi zarobić, dopiero u stóp naszej drogi dosiadła się z – fakt, ciężkimi – bagażami do nas i wtuliła między leżące i zajmujące połowę tylnego siedzenia nowe chatkowe okna, a drzwi auta.
– Niesamowite, jak byśmy się tak umawiali na spotkanie, to byśmy się nie zgrali tak idealnie! Pierwszy mój wjazd tą drogą na górę! – ekscytowała się Kasia.
– Jak to? – Krzyś spojrzał w lusterko z niedowierzaniem. – Pierwszy wjazd? Naprawdę?
– Tak, wcześniej wjeżdżałam wyłącznie Groniem, od drugiej strony. I z duszą na ramieniu, przyznaję.
Na wesoło dotarliśmy przed Chatkę, okrążyliśmy starą szopę i wyskoczyłam, żeby otworzyć Krzysiowi „bramę”. Zaparkowaliśmy więc na własnym podwórku, niemal pod orzechem.
– Trzeba będzie podrzucić Zosi i Krystianowi jakąś flaszeczkę za to jeżdżenie przez ich teren koło szopy. – zauważył Krzyś, a ja przytaknęłam skwapliwie. Tym razem jednak ich nie było, więc nie było komu zostawiać, we flaszeczkę rzeczoną mamy więc czas się zaopatrzyć.
Wyładowaliśmy okna i inne bambetle, popodziwiałam efekty pracy mojego syna i jego kumpla przy studni – sprzed tygodnia, po czym ochoczo zabraliśmy się do zaplanowanych zadań. Krzych malował obudowę studni, którą kilka dni wcześniej gruntownie oczyścił, wymurował nadbudowę i powtórnie sklecił drewnianą budkę z drzwiami nad nią. Wygląda to już naprawdę nieźle, ta woda nie musi być pitna, ważne by po uzdatnieniu nadawała się do prania i mycia. Wystarczy.

Ja zaczęłam od zrzucania ze strychu rupieci: stare łóżko polowe, kilka podziurawionych sienników i materacy gąbkowych wylądowało na podłodze w sieni, wzbijając kłęby kurzu. Za nimi poszybowała wielka, skłębiona folia ochronna, jeszcze po remoncie dachu. Szybko się z tym uporałam, przygotowałam sporo takich kłopotliwych śmieci do wywiezienia. Po opróżnieniu strychu z zalegających tam gratów, wyszorowałam zaschnięte plamy błota z podłogi i schodów, chłopaki pracowali przy studni w deszczu, gliniasta breja więc ponanosiła się tu i tam.
Pracowaliśmy zawzięcie, zauważając stale nowe miejsca do naprawienia, poprawienia i uprzątnięcia, do samego zmroku, w przelocie jedynie posilając się owocami i grzankami z serem. Wieczorem byłam już naprawdę zmęczona, ale zadowolona.
– Dobrze jest. Straciłam pewnie ze dwadzieścia deko!
A sen w nocy miałam przedziwny. Świadomy, jak to często się zdarza, przyglądałam mu się więc z ciekawością. Śniła mi się śmierć. Przedstawiona jak poetycki film: pięknie, metaforycznie. Dwukrotnie już – realnie – poznałam jej przelotny smak, paradoksalnie wspominając te doświadczenia jako najpiękniejsze chwile życia. Ale opisywać ich już nie będę nikomu, próbowałam i było to niepotrzebne. Wyniosłam z nich inne spojrzenie na świat i głębokie przekonanie, że nie można swojego końca przyśpieszać. Nie wiem dlaczego.
Dzisiejszy sen przyniósł mi znowu tę łagodną refleksję, a ptasie trele i zieleń traw upstrzona słonecznymi mniszkami cudnie mi tę refleksję oprawiają w ramy. Razem z rudawym płotkiem Kasi.

Nic to, zaraz trzeba robić śniadanie i pakować graty do wywiezienia. W deszczu będzie to mniej przyjemne, a radochę mam z tego wielką. To zawsze był problem: pozbyć się stąd starego dywanu, łóżka czy materaca. Teraz – mamy czym i mamy gdzie odstawić.
Trzeba czasem bez żalu powyrzucać graty, żeby móc naprawić cały dom.
Dosłownie, i w przenośni. 😊
4 thoughts on “Nowe okna, nowa studnia i graty precz! :-)”
Pracowicie w dzien…filozoficznie w nocy…pelnia zycia, szczegolnie jak o smierci mowa…bliski mi bardzo temat ale tez nie bardzo lubie o tym mowic, no i nie z kazdym mozna …duzo milych chwil w wyremontowanej chatce 🙂
Bozenna
Thx, też mam nadzieję na dużo miłych chwil. 🙂
Tymczasem dziś znowu jest po ulewie, więc ten remont odsuwa się w czasie i myśl o dachu – prowizorycznie zabezpieczonym – nie nastraja optymistycznie…
ok ja moge podeslac troche upalnych dni, poprosze o jeden deszczowy w zamian 🙂
B.
Deal! 😉