Córka z nieprawego łona? ;-)

Córka z nieprawego łona? ;-)

20 października 2018

Znowu w domu.

Przyjechałam dziś dość wcześnie, w aptece niedaleko stacji spotkałam Krystynę i umówiłyśmy się na wspólną podróż autobusem do Modrzewiska. Jej srebrny czyścioszek w naprawie, od paru dni więc korzysta z innych środków lokomocji.

Czekając na znajomą, z plecakiem pełnym własnych zakupów usiadłam na ławce i zapatrzyłam się na przymglone góry nad wsią. Jakieś ciężkie łapsko potrząsnęło mi nagle ramieniem, aż podskoczyłam.

– Dzień dobry! Kcecie do Modrzewiska jechać? Tadeus hnet pojedzie, zabiercie się z nami! – potężny, starszy człowiek w szarym, grubym swetrze i serdaku wydawał mi się znajomy, ale zupełnie nie wiedziałam skąd.

– Dziękuję, ale czekam na znajomą. Nie wiem czy się pomieścimy, – uśmiechnęłam się niepewnie.

– Aaa, to moze i nie pomieścimy. A wy mnie nie rozpoznajecie? – starszy człowiek zasiadł ciężko na ławce obok mnie, odruchowo uniosłam się nieco, obawiając się że ławka runie pod zbyt wielkim ciężarem.

– No, przyznam, że nie mogę sobie przypomnieć… – odpowiedziałam szczerze.

– Ady był zek u wos jak jesce Janka w Groniu zyła. Kuniak my pili!

– Ach, rzeczywiście! – klepnęłam się w czoło ze śmiechem.

Całe lata temu, przechodził przez nasz Groń z dwiema krowami, smętnie pytając czy „jakiejsi wódecki ni momy”.

– Taki mom nastrój, pożycyć potrzebujem! – tłumaczył.

Janka wtedy siedziała u nas na werandzie, Krzyś zbierał rośliny do zielnika a ja stukałam zawzięcie młotkiem robiąc stołki do sieni, był ciepły letni dzień. Wódecki nie miałyśmy, ale Janka skierowała sąsiada – nawet nie pamiętam do kogo – niedaleko. Zostawił krowy i poszedł, a po niedługim czasie wrócił zadowolony, niosąc pół butelki koniaku. W podzięce za przypilnowanie krów poczęstował nas swoją zdobyczą, trzeba było wypić „kapeckem”. Wielce nas wtedy ubawił.

– To ze dwadzieścia lat temu było! – przypomniałam sobie – Janki dawno w Groniu nie ma. A jak tam wasze zdrowie? Wszystko dobrze?

– Bogu podziękować, dobrze. A wiecie, jo zek tela roków myśloł, ze wyście córka Janki. Jakosi mi to nie pasowało, boście tu długo nie byli, ale może tako no, z nieprawego łona. Niedawno mi dopiero staro Jabłońsko godała, ze ni.

Parsknęłam głośnym śmiechem na to „nieprawe łono”.

Krystyna wyszła właśnie ze sklepu i podeszła niepewnie, przyglądając się badawczo tak mnie, jak i wielkiej postaci obok. Nadal szczerze ubawiona, pożegnałam się więc z dalekim sąsiadem i poszłyśmy na przystanek, by po chwili pojechać do Modrzewiska.

Wchodziłam na górę raźno i dziarsko, po kwadransie marszu byłam już na szczycie. Nawet spocić się nie zdążyłam.

Powietrze było rześkie i przyjemnie chłodne, a cisza tak wspaniała, że nie śmiałam myśleć nawet o grzechotaniu tic-takami. Niebo posiwiało, jakby zorientowało się, że to już czas najwyższy spuścić z tonu i błękity zdjąć. Ale las jeszcze nie śpi, poziewuje zaledwie i kokosi się w szeleszczących liściastych poduchach.

Na szczycie już, przy pierwszym domu, dogonił mnie Kostek wjeżdżający swoim terenowym autem z całą rodzinką.

– Cześć Maryla! Podwieźć cię?

Pośmialiśmy się trochę, zamieniliśmy parę zdań i pojechali do siebie, parę domów dalej. Dobrze, że nie spotkałam ich na dole, pewnie bym skorzystała z podwózki, a fajnie było jednak wdrapać się na górę i zrzucić te… dziesięć deko może? 😉

A teraz powoli nadchodzi wieczór, po sąsiedzku Kostek tnie coś swoją spalinówką, pokrzykując co jakiś czas do Huberta przez płoty. U mnie wesoło trzaska ogień, w izbie jest już miło i ciepło więc mogłam zrzucić polar i piję zieloną herbatę siedząc przy oknie w wygodnym fotelu. Na przyszły tydzień będzie drewno, mam nadzieję że więcej się już nie opóźni. Nie muszę już oszczędzać tego co mam.

Płoty tym razem są całe, sprawdziłam także u Zosi, furtki też nikt jej nie wyłamał. A na werandzie nadal leżą orzechy które zostawiłam w ubiegłym tygodniu dla wiewiórki, nie poczęstowała się jednak. Nie ma sprawy, sama zjem.

Zaczęło mżyć, na góry opada szara mgła. Zamierzałam zajrzeć do „księstwa kurkowego”, ale zostawię to już na jutro. Przejdę tamtędy schodząc w dolinę, ostatnio całkiem sporo żółtych grzybków znalazłam.

Posiedzę teraz i poczytam, we własnym domu spokojem się ponapawam. 🙂


9 thoughts on “Córka z nieprawego łona? ;-)

  1. Kuniak my pili… Ciekawe spotkanie po tylu latach. Musiał wspominać Cię, skoro pamiętał i rozpoznał. Ale cóż się dziwić, skoro miał Cię za córkę Janki 🙂

  2. Moglabys sie teraz tytuowac: Maryla z nieprawego lona – ta Uona;)
    Tez sie (nie) skromnie zaliczam do szczesciar. Wczoraj rano w zamglonym ogrodzie byl czarny kot i czarna kawa. Tylko nie mial mi kto zdjecia zrobic…

    1. Dzięki! I ja Tobie też nastroju cudownego życzę. Bo drewna to chyba jednak nie potrzebujesz… 😉

  3. Jak dobrze mieć taki wspaniały azyl…
    ja mam taki w moim ogrodzie…uwielbiam chwile, gdy jestem w nim sama – może nie całkiem, bo koty, bo ptaki….przyroda – jaki świat jest piękny w takich chwilach. Hm….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *