
No, to mamy „okres oszronny”… ;-)
18 listopada 2018
Uff…
Chatka przygotowana do zimy. Drewna część leży przy ścianie domu, poukładana w dwa sztapelki, reszta schowana w drewutni, żeby wiadomym sąsiadom apetytu zbytniego nie robić. Jakoś nie widzę, żeby gromadzili opał jakikolwiek. No, ale może oznacza to, że tej zimy pojawiać się na Groniu nie będą? 😉
Przyjechaliśmy z Krzychem wczoraj, zapasy wody pitnej na zimę przywożąc. Wjechały z panem Markiem jego wehikułem, kiedy my tymczasem wdrapywaliśmy się na górę plecakami jedynie obciążeni. Za nami, marudząc nieco, wdrapywał się też Hubert. Widać, że zniszczona pasieka mocno nadwątliła jego nerwy i dobry nastrój, nie miał nawet wielkiej ochoty na pogawędkę.
A w lesie tymczasem jesień wyblakła, wycofuje się cichutko i zasypia razem z drzewami, których soki coraz wolniej już krążą a gałęzie bezlistne nieruchomieją. Przedzimie to już, przyrody „okres oszronny”.
Do wieczora wczoraj kończyliśmy cięcie i składanie drewna przywiezionego z lasu Huberta i Józka przez Krzycha i jego kolegów tydzień temu, odgłos naszej piły elektrycznej niósł się po górach jeszcze długo po zapadnięciu zmroku. Ale też ten zmrok ostatnio przesadza! Zero szacunku dla cudzej pracy, nie może poczekać spokojnie do wieczora, rozpanoszy się po południu i zadowolony.
Ej, nie lubię tych krótkich dni. A gdzież tam jeszcze do najkrótszego!
Kiedy wreszcie pocięliśmy wszystkie żerdzie i bale na „kuloki”, panował już całkiem solidny ziąb, termometr obojętnie pokazywał -5⁰C i wcale nie sprawiał wrażenia zmarzniętego, w przeciwieństwie do nas. Z ulgą i ochoczym tupaniem zamknęliśmy za sobą drzwi, powiesiliśmy kurtki w sieni, robocze rękawice pośpiesznie zdjęliśmy z rąk i poskładaliśmy na schodach, po czym radośnie wtargnęliśmy do ciepłej izby.
Nareszcie można było usiąść przy ciepłej herbacie i ciastku, w „Farmera” pograć i pogawędzić.
W pogawędce wróciliśmy znowu do planów remontu domu. W końcu Krzyś rozrysował co i jak, mimo ciemności poszliśmy nawet obmierzyć drewutnię, która, po podniesieniu stropu, ma się zamienić w pokój z kominkiem.
Nieswojo nam się jednak zrobiło, kiedy w smolistej czerni za furtką rozległy się dźwięki czyjegoś stąpania. Coś ewidentnie łaziło w pobliskich krzakach za płotem, ale nawet w świetle latarek nic nie zobaczyliśmy. Brrr, niefajne uczucie…
Za to ranek przywitał nas ostrym, wesołym słońcem i srebrnym szronem na trawie. Po pysznym śniadaniu pozawoziliśmy taczką jeszcze ostatnie „kuloki” do drewutni, całą wydmę trocin uprzątnęliśmy sprzed schodów i wysypaliśmy na ognisko.
Uch, w końcu ręce można z satysfakcją otrzepać i zająć się wypoczywaniem jak należy.
– Mamo, może następną zimę przywitamy już w wyremontowanej chatce? – Krzyś patrzył na mnie z tajemniczą miną.
Ani chybi cos kombinuje. Cieszę się okrutnie mocno, że po kilku latach ta chęć remontowania domu mu wraca, w szafie znowu pojawiły się ciuchy mojego syna, a w sieni na schodach – śpiwory jego kolegów. Zostawili, bo „co będą wozić tam i z powrotem”. Noce już mroźne, zabrałam więc śpiwory do izby.
Pokój z kominkiem, łazienka i komórka na narzędzia na dole, plus pokój gościnny na górze. Jakoś realniej zaczyna się to przedstawiać…
A tymczasem – spadł pierwszy śnieg. 🙂
6 thoughts on “No, to mamy „okres oszronny”… ;-)”
Drewniany domek, a w nim kamienny kominek – moje marzenie. Niech się spełni Marylce i Krzysiowi.
Kuloki. Fajne słowo. Urobione od kulania, toczenia?
Też zauważyłem wielką odporność termometrów na marznięcie. Twardziele z nich. Dopiero poniżej 30 stopni zaczynają mieć kłopoty… 🙂
Dzięki, to też moje marzenie. I Krzycha. Ale łazienka – równie ważna i wymarzona. 🙂
A woda wam nie zamarznie w chatce? Jakby srogi mroz przyszedl?
Czasem zamarza w sieni, owszem, ale w izbie – nie. 🙂
Dobrze, ze zabrałaś śpiwory z sieni do izby, bo byłoby im zimno 🙂
A co remontu, to myślę, że Krzyś z kolegami mają „plan”, w który Cię nie wtajemniczą 🙂
Rzeczywiście, chyba mają plan. 😉
Przez kilka ostatnich lat jakoś nie mieli ochoty przyjeżdżać do chatki, nawet Krzyś rzadko bywał, a w tym roku coś „drgnęło”…
Bardzo się z tego cieszę. 🙂