
W krainie trawska… ;-)
25 czerwca 2019
Znowu helikopter. Przelatuje tuż nad domami, mapę aktualizują czy co?
Pomału zrobił się wieczór. W mięśniach ramion i przedramion czuję jeszcze lekkie napięcie i dłonie nieco się trzęsą po dwóch godzinach koszenia trawska.
Oj, a wybujało ono nad podziw dorodne! Miało zresztą czas i warunki mocno sprzyjające, skoro gospodarza nie było niemal dwa miesiące!
Przez pierwszy z tych miesięcy leczyłam potłuczone w wyniku sznurówkowego spisku kości, drugi miesiąc to po prostu nawał pracy w weekendy. Tak, tak, nauczycielskiej pracy, nie innej.
Ale w końcu jestem. 🙂
Wchodziłam dziś w skwarze niebywałym. Te czterdzieści stopni, ciężki plecak i ostatni czas aktywności raczej typu zachowawczego sprawiły, że przystawałam kilka razy i zasapałam się nieźle zanim dotarłam do swojej furtki.
Ojojoj, furtki właściwie ze ścieżki nie było widać: wysokie trawy obrosły ją gęsto, upchały swoje długie, rurkowate jestestwa w każdą możliwą szpareczkę, a haczyk zamykający wejście do tego mojego górskiego kawałka świata oczywiście skrzętnie zawłaszczyły wielkie, parzące pokrzywy.
Ręce mam więc w bąblach, zadrapaniach i ukąszeniach ślepaków gdzieniegdzie.
Owszem, przed koszeniem ponacierałam się sowicie antyowadzim paskudztwem, ale i tak pchało się toto namolnie, nie tylko ślepe, ale i głuche najwyraźniej, nic sobie nie robiąc z hałaśliwego warkotu elektrycznej kosy. Ja bym na ich miejscu spylała jak najdalej od tego jazgotu.
Większość wybujałych pokrzyw wyprosiłam jednak metodą wyrywną, z korzeniami. Przywdziałam rękawice, a jakże, ale te bestie i tak wyginały się i przeginały, żeby jednak dopaść i poparzyć gdzie tylko rękawice nie sięgały.
Jedna trzecia podwórka jest w każdym razie wykoszona. Róże przy werandzie kwitną pięknie, jutro dopiero je oplewię i oczyszczę im grządki. Wyjątkowo udało mi się nie ściąć żadnej przy koszeniu.
Nie ścięłam też krzewu czegośtam, ale to tylko z powodu powtykanych dookoła sadzonki listewek. W ogóle nie zauważyłam ich w trawiej gęstwinie, dopiero kosa o nie zahaczyła i zazgrzytała ostrzegawczo. Zapomniałam nawet, co posadziłam, ale wygląda na to, że rośnie i dzielnie wytrzymało napór bandy chwaściorów.
Strasznie jestem zmęczona, dziś już daruję sobie i książkę, i film. I pisanie cosik się nie klei. Spać, spać! Jutro czeka mnie sporo pracy, mam nadzieję że choć wieczorem posiedzę z Kasią na werandzie. Tęskniłam już za naszymi nieśpiesznymi pogaduchami przy „piesku”. 🙂
2 thoughts on “W krainie trawska… ;-)”
Jak dla mnie – jesteś Niesamowita!!!! Nie dość, że jesteś pracowita to i twarda!!!! Podziwiam Cię!!!
A „piesek” należy Ci się jak psu buda!!!
Hehe, i z tą pracowitością, i z twardością bywa różnie, Zosiu…
Fakt, „piesek” na taki upał jest rewelacyjny, ale max 2%! 🙂