
Muchy o świcie i porządki z przypadku… ;-)
29 czerwca 2019
Spodziewałam się dziś leniwego, miłego poranka, już bez perspektywy kilkugodzinnego odtrawszczania w upale: po prostu luzik, sielanka, nicnierobienie…
Obudziłam się jak zwykle bledziutkim świtem, ale umówiłam się ze sobą na kawulkę na werandzie o siódmej, nie wcześniej, nie zamierzałam dziś wstawać razem ze słońcem. Oddawałam się więc przyjemnej drzemce, kiedy do drzwi od werandy ktoś załomotał.
Zerwałam się na równe… podplecze i otworzyłam szeroko uszy, zastanawiając się czy aby mi się to nie przyśniło.
– Pani Marylko, som zeście?
Głos męski, jakby swojski, ale nie dopasował mi się w wyobraźni do żadnej znajomej postaci. Wstałam jednak szybko, wskoczyłam w dżinsy i odkrzyknęłam:
– Już idę!
Na schodach stał starszy pan Jabłoński z Modrzewiska. Zmęczony wyraźnie i spocony, wycierając twarz wielką chustką.
– Wyboccie, ze wos tak rano budzem, ba ni mocie cego na muchy?
Jednak jeszcze chyba śpię. Na muchy. Z Modrzewiska, jakieś półtora kilometra stąd, przyszedł po coś na muchy. Wszystko wyglądało jednak bardzo realnie, upewniłam się więc:
– Na muchy? Nikt w Modrzewisku nie ma niczego na muchy? W jakim sensie?
– Eee, niiii, pani Marylko, jo zek sie na Wiśniowyj najon do kosynio, łostatni roz, godom wom, łostatni roz! Ty muchy i z takiego rania brzyncom ino a tnom, ze kłosić nie idzie! Huberta zek pytoł, ba nic ni mo.
Wszystko jasne, odetchnęłam, że jeszcze nie mam omamów, a świat nie stanął na… Biegunie Północnym.
– Aaa, repelent potrzebujecie! Proszę wejść, akurat wczoraj kupiłam dwa opakowania. Może herbaty się pan napije, albo wody?
– Ady nie bydem zachodzić w takie rano, tu se siedne na schódku, ba wody byk się chyntnie napił.
Dałam gościowi jeden z kupionych wczoraj specyfików, nawet dobrze się złożyło, że wzięłam oba, nie mogąc zdecydować który wybrać.
– Tylko najlepiej spryskać i ciało, i ubranie, ja wczoraj wypróbowałam i wykosiłam spokojnie cały ten kawałek. – poradziłam.
Kiedy poranny gość poszedł, chwaląc mnie za dobrze wykoszone podwórko, nie pozostało mi nic innego, jak ogłosić dzień, o szóstej pięć zasiąść na werandzie z kawą i napawać się pięknem poranka. Hm, niby nie jest wcale gorąco, dziś ledwie kilkanaście stopni o tej porze, ale widocznie pot zmęczonego pracą kosiarza zrobił swoje i skusił owady…
Po nieśpiesznym śniadaniu postanowiłam, że jednak nie będę robić ekstra porządków, nie chciało mi się kompletnie myć podłogi, uznałam, że wystarczy odkurzyć. Dziś schodzę w doliny, trzeba trochę ogarnąć siebie, zejść jak człowiek między innych ludzi.
Przede wszystkim dobra organizacja: nastawiłam wodę do późniejszego mycia włosów, wyciągnęłam odkurzacz zza łóżka Krzycha, potem wlałam wodę do dwóch garnków i postawiłam na blaciku przy wejściu do kąta kuchennego żeby przestygła a ja tymczasem włączyłam odkurzacz.
Wesoło oczyściłam dywany, podłogę pod łóżkiem i kanapą, wjechałam rozochoconym sprzętem czyszczącym do kuchni i elegancko wyssałam nim brudy zza pieca. Zadowolona z siebie wjechałam rurą odkurzaczową pod kuchenny stół i za plecami usłyszałam łomot.
Jeden z dwulitrowych garnków z wodą runął w dół! Woda zalała deski podłogi, oba dywany, dywanik w kuchni i zamierzała rozprzestrzenić się o wiele bardziej, kiedy rzuciłam się na nią z ręcznikami i ścierkami, obrzucając nimi brzegi nagłej powodzi.
Super. Właśnie o tym marzyłam.
Dywany wylądowały na werandzie do suszenia zamiast wietrzących się od wczoraj ubrań, a ja dobry kwadrans szorowałam, wycierałam i dosuszałam podłogę. Musiałam strącić garnek łokciem, albo końcówką rury odkurzacza. Efekt taki, że zrobiłam to na co tak bardzo nie miałam ochoty.
Ale za to i w domu jest czyściej.
No, no, zapowiada się ciekawy dzień. 😉
4 thoughts on “Muchy o świcie i porządki z przypadku… ;-)”
a ,, muchów,, nie znoszę jak nikogo na świecie
Oj, tych „końskich” to ja też. Ohydztwo i to szkodliwe. 🙁
Nie wiem, czy Ci to przyniesie ulgę, bo z całego serca Ci współczuję.
Ale czy współczucie po czasie ma jeszcze jakąś wartość??
Wszystko jedno, jednak żal
Czułam ulgę już godzinę później. I rozbawienie. Tak „stracony” leniwy poranek to żadna strata, wręcz przeciwnie. Ale dziękuję. 🙂