Owieczkom smutno bez Internetu? ;-)

Owieczkom smutno bez Internetu? ;-)

6 lipca 2019

Wczoraj wróciłam do chatki, naszą kicię jeszcze zostawiłam pod opieką Krzysia bo przecież w każdym momencie może zadzwonić ktoś zapraszając na rozmowę w sprawie pracy, pędzić trzeba będzie co koń wyskoczy, z Tośką nie byłoby to takie proste. Za to nareszcie może odwiedzić mnie Rafał, długo przekładaliśmy nasze spotkanie.

Przyjechałam pociągiem z Pszczyny, mocno ubawili mnie dwudziestoparoletni pasażerowie po sąsiedzku. Kiedy mijaliśmy Węgierską Górkę, jeden  z nich w zadumie przyglądał się urokliwym krajobrazom za oknem, zabudowaniom na zboczach gór, po czym westchnął:

– Jak oni tu żyją? Tak bez Internetu, musi im być strasznie smutno.

Z trudem powstrzymałam wybuch  śmiechu. Nie miałam jednak ochoty na wyprowadzanie młodych ludzi z błędu, za to w wyśmienitym humorze niedługo później opuściłam pociąg. Ciekawe, skąd przekonanie, że w górach – a może w ogóle na wsi? – nie ma Internetu. I, że bez niego jest ludziom smutno. Czyżby Internet zapewniał radość?

Ciągle z uśmiechem, przeszłam obok kościoła, z którego akurat wychodziła świeżo poślubiona para. Już, już otwierałam usta, żeby życzyć im szczęścia we wspólnym życiu, kiedy usłyszałam, jak piękna Panna Młoda w ślicznej bielutkiej sukni fuka do świeżego małżonka:

–  Powiedz, żeby się pośpieszyli, bo auto stoi! Kur..a, ja pier…lę, ile można czekać!

Zamknęłam usta bez słowa, jakoś przeszła mi ochota na życzenia. Cóż, jaka Panna Młoda, taka wiązanka. Inne rzucają kwiatkami.  😉

Obarczona sporymi zakupami, wdrapywałam się dziarsko na Groń, zdziwiło mnie stadko owiec pasących się na zarośniętej łące starego Staśka. Pobekiwały, dzwoniły dzwonkami. Dawno, oj dawno nie widziałam tu takiej scenki. Czasem pasą się na tej łące dwie lub trzy kozy, ale owce? Poprzyglądałam się im, smutne jakieś mi się wydały, oklapłe.

– Hm, pewnie Internetu nie mają… – skonstatowałam, pstryknęłam parę zdjęć i pomaszerowałam dalej.

Pogoda cudna, ciepło ale nie upalnie, lekki wiatr, słońce, błękitne niebo upstrzone obłoczkami jak kłaczki waty i tylko dokładnie nad moją głową – wielka, ciemnosina chmura z bielutkimi, postrzępionymi brzegami. Co jakiś czas pochłaniała słońce i burczała jakby zaraz miała zacząć ciskać błyskawice. No, trudno, najwyżej zmoknę.

Nie zmokłam jednak, a zanim doszłam do Bramy Mocarnych, chmurzysko złagodniało i wyblakło, słońce na powrót oświetliło kwiatki przy drodze, mogłam więc przystawać i zdjęcia robić do woli.

Na szczycie, stojąc przed swoim domem, przyjrzałam się ogródkowi Zosi. Jak to jest, że na jej podwórku kwiatów kolorowych zatrzęsienie: róże, lilie, irysy, malwy, wszystko rośnie bujnie i wychyla się daleko za płot, a jelenie tego nie zżerają, za to na moim podwórku ucztują ochoczo i opychają się wszystkim cokolwiek – poza różami – wykiełkować zdąży?! Nie, żebym Zosi życzyła posuchy roślinkowej, o, nie! Ale dziwi mnie ta wybiórczość jelenia. Naraziłam się im czymś?! Bo nie sądzę, żeby moje kwiatki były smaczniejsze!

Trawa, tak skrupulatnie przeze mnie wykoszona przed tygodniem, odrasta w rozsądnym tempie, czyli powoli. Jest bardzo sucho, co nie jest zbyt sprzyjające Naturze, ale egoistycznie przyznam, że w kwestii chwaściorów – jest OK.

Dziś po prostu odpoczywam, jutro też mam taki zamiar, zejdę tylko na dół i wrócę z Rafałem. Nie jest pewny, czy pamięta drogę na Groń.

Jest wspaniale. Spokojnie, cicho, zielono. Niepewność etatu od września gdzieś tam kuli się stale z tyłu głowy, ale nie ma sensu się tym zamartwiać. Kursy dla dorosłych przecież mam zapewnione, a etat też się znajdzie, jestem… prawie pewna.

Muszę wykorzystać te wolne dni: pomalować werandę, powędrować, winka napić się i pogawędzić z fajnymi ludźmi, może się nawet opalę?  🙂


6 thoughts on “Owieczkom smutno bez Internetu? ;-)

  1. Cześć, Marylo.
    Przeczytałem część zaległych tekstów. Te o koszeniu, walce z wrogą armią skrzydlatą, i te o dumie z wykoszenia oraz o niespodziewanym myciu włosów… to znaczy, chciałem napisać, podłogi.
    A owieczkom naprawdę smutno bez Internetu! Sam widziałem ich smętne miny i nisko pochylone głowy. Niewątpliwie z powodu braku Internetu, no bo jaki może być inny powód?…
    Gdy byłem nastolatkiem, uchodziło za przejaw braku wychowania używanie wulgarnych słów przy dziewczynie, teraz one same używają języka pijanych drwali.

    1. Haha, sam widzisz jak „wzniosłe” bywają wydarzenia które opisuję. 😉
      Co do tego języka „pijanych drwali” – jednakowo razi mnie powszechne nadużywanie tegoż przez przedstawicieli płci obu.
      Ale doszłam też do wniosku, że przecież rzucanie wiązanką to jest niejako tradycja, obowiązek Panny Młodej! ;-)))

      1. Ależ oczywiście! Rzucanie wiązanki! Genialne wytłumaczenie dla tamtej panny młodej 🙂

        1. Wpadłam na to dopiero później. 😉
          Może nie załatwia wszystkiego, ale mnie rozbawiło i pozwoliło spojrzeć z niejaką wyrozumiałością na Pannę. 🙂

  2. Chyba jestem nie dzisiejsza, bo mogę żyć bez Internetu całkiem długo (no od czasu do czasu wpadnę tylko na Garnek), a słysząc takie „wiązanki” mam ochotę wiać, gdzie pierz rośnie. A może tam gdzie rośnie też się klnie?
    Owa panna młoda pewnie za jakiś czas tymi samymi „pieszczotliwymi” słowami zwróci się do swego dziecięcia. Niech się przyswaja narodowy język.
    Czy ja brzmię jak zgrzybiała staruszka, narzekająca na współczesne pokolenie?

    1. Haha, to chyba nie tylko kwestia współczesnego pokolenia, słysząc „wiązanki” starszych też się ma ochotę wiać.
      Choć rozumiem, że czasem takie mocniejsze wyrażenie nijak nie da się zastąpić eufemizmem, żeby spełniło swoją rolę, to widok „rzucającej mięsem” pięknej pani w sukni ślubnej był dla mnie dość zaskakujący. Nieprzyjemnie zaskakujący. Ta sytuacja nie wymagała wulgarnych określeń. Obawiam się więc, że masz rację przewidując uczenie przyszłego dziecięcia takiej wersji języka narodowego… 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *