Browsed by
Month: wrzesień 2019

Po rykowisku, a grzybów nadal w bród. :-)

Po rykowisku, a grzybów nadal w bród. :-)

28 września 2019 Za oknami już prawie ciemno, zasunęłam pomarańczowe zasłony, z żalem żegnając piękny, jesienny dzień. Jakiś pojedynczy jeleń porykuje jeszcze z lasu pod domem Huberta, sójka – pięknota wtóruje mu skrzekliwie, latając uparcie między orzechem a lipą i co jakiś czas przysiadając na słupku werandy, jakby chciała mnie wziąć na świadka czyjegoś karygodnego zachowania. Myślałam, że uda mi się zrobić jej choć jedno zdjęcie, ale gdzie tam. Spyla, ledwo wysunę obiektyw. Napracowałam się dziś trochę, naodpoczywałam tyleż i…

Read More Read More

Zapasy drewna są i uśmiech nadal jest. A jutro będą zakwasy… ;-)

Zapasy drewna są i uśmiech nadal jest. A jutro będą zakwasy… ;-)

14 września 2019 Już wieczór. To fantastyczne, że dzień kończy się takim samym uśmiechem, jakim się zaczął. Co zaplanowałam – zrealizowałam, a do tego kilka spotkań i rozmów sprawiło, że dzień ten był lepszy, niż mogłabym sobie tego życzyć. Jestem totalnie zmęczona, ale co tam. Jest cudnie. 🙂 Rankiem pomaszerowałam dziarsko do tartaku zapłacić za drewno przywiezione przez Marka. Dobrze, że mu zaufali, choć właściciel tartaku nijak nie mógł po opisie skojarzyć dla kogo właściwie ten Marek drewno bierze. Dopiero…

Read More Read More

W pogoni za myszą pod Księżycem Żniwiarzy… ;-)

W pogoni za myszą pod Księżycem Żniwiarzy… ;-)

14 września 2019 Nie ma jeszcze siódmej, a Groń tonie w złotym świetle słońca. Kawa jeszcze leciutko paruje, ale już nie parzy ust, to najlepszy moment do delektowania się jej smakiem. I widokiem gór o poranku. Cudowna jest świadomość, że mogę tu spędzić wszystkie godziny tego dnia i wieczorem położyć się spać w tym samym łóżku z którego o świcie wstałam. A teraz, już umyta, ubrana i zadowolona siedzę i czekam na odgłos pyrkania traktora Marka, przywiezie mi drewno na…

Read More Read More

Grzybiarze we mgle i skleroza, która jednak boli… ;-)

Grzybiarze we mgle i skleroza, która jednak boli… ;-)

8 września 2019 Krótki wypad po odczyt licznika. Dotarłam do chatki przed wieczorem, trochę niespokojnie wchodziłam na Groń, grzechocząc uparcie. To już pora spacerów dzikowych i jeleniowych, szczególnie przy takiej pochmurnej i chlipawej aurze jak wczoraj. Deszcz opadał cichą mżawką a drzewa przysypiały na stojąco. I ta niesamowita cisza wszędzie. Nawet strumyk usłyszałam dopiero z jakichś dziesięciu metrów, jakby ta snująca się mokra mgła tłumiła wszystko gęstą poduchą. Jak zaczarowana przyglądałam się wędrówce tej szarej poduchy, rozbijała się o wielkie…

Read More Read More

Wiktoria Wiktorii a mnie jest żal…

Wiktoria Wiktorii a mnie jest żal…

1 września 2019 Ostatni ranek… no właśnie: czego? Wakacji? Nie. Urlopu? Też nie. Chwilowego bezrobocia. Brzmi okropnie, ale tak właśnie jest. Uch, jak dobrze, że nie musiałam wracać do tej samej szkoły… Ale dość o tym, dziś zza lipy świeci słońce, liście szumią delikatnie i w trawach grają cicho jakieś pasikoniki – ranne ptaszki. Trawa, odrastająca bujną czuprynką po jedynym tego lata koszeniu, jest soczyście zielona, ale liście drzew gdzieniegdzie już się odbarwiły, zjesienniały: śliwy za płotem Kasi błyskają żółcią,…

Read More Read More