Browsed by
Month: październik 2020

Pogadać z jeleniem i błoto wszędzie…

Pogadać z jeleniem i błoto wszędzie…

31 października 2020 Ranek jest zimny i mokry, dobrze że tylko na zewnątrz. I dobrze, że ta chlipawa, mlaszcząca uporczywym błotem jesień ma dla oczu takie cuda w kolorach drzew, taki ciemny i ponury początek dnia, kiedy człowiek musi się pochylać żeby przecisnąć się pod ciężkimi pierzynami chmur zwieszających się tuż nad głową, doprawdy nie nastraja pozytywnie. Chętnie bym została w wygodnym łóżku, pod ciepłą kołdrą i poczekała, aż dzień zdecyduje się ogłosić prawdziwe panowanie, mam podejrzenie że mój syn…

Read More Read More

Pęd do pracy i powrót Marnotrawnego…

Pęd do pracy i powrót Marnotrawnego…

19.10.2020 Dziś już poniedziałek, nie wiadomo kiedy wskoczył w kalendarz i ledwie zdążyłam wpasować się między wskazówki. Uff. Wbrew oczekiwaniom, sobotni wieczór nie minął nam na wesołych rozgrywkach w Carcassonne, a rozwinął się w zupełnie niespodziewanym kierunku. Niczym nowym, co prawda, nie był nagły zryw i pomysł, żeby jednak wybrać próchno spod ściany w narożniku komórki, wieczór dopiero się zaczynał i praca okazała się o wiele lepszym remedium na narastającego „doła”, niż planowana gra. Po dwóch godzinach dokopaliśmy się do…

Read More Read More

Klotylda na diecie i mały krok do przodu… :-)

Klotylda na diecie i mały krok do przodu… :-)

17 października 2020 Prawdziwa chlipawica dziś, zimno i mokro, przejmujący ziąb pełza po dywanie i nieprzyjemnie owija się wokół kostek u nóg nawet w ciepłej izbie przy stole. Za oknem szare powietrze, chmur nie widać bo całe niebo jest jedna wielką, popielatą poduchą, poprzebijaną gdzieniegdzie czubkami świerków. Klotylda też snuje się wokół chaty jakby przygnębiona i znudzona tą ciągłą niepogodą, uparcie jednak wraca do, równie smętnych jak ona, resztek łodyg naszych róż, żeby obgryźć je już do korzeni. Przyznam jednak,…

Read More Read More

Drgnęło, prace do przodu popchnęło… ;-)

Drgnęło, prace do przodu popchnęło… ;-)

4 października 2020 Prawie słoneczny ranek po burzowej, niespokojnej nocy i kolejnym przepracowanym przy remoncie dniu. Krzyś śpi jeszcze w swoim „ojmamuljakiewygodne” łóżku, za oknem typowy jesienny dzień z pochlipującym poulewnie powietrzem. Wiatr jeszcze szarpie czuprynami drzew, jakby chciał pominąć październikowe malowanie liści i przejść od razu do listopadowego ich zrywania. Jeleni nie słychać już, odpoczywają po trudach rykowiska, a pasikonikowi maruderzy, którzy jeszcze wczoraj przygrywali nam do pracy, rozbiegli się w poszukiwaniu suchego schronienia. Przyjechaliśmy w piątek przed zmrokiem,…

Read More Read More