
A co za zakrętem?…
8 maja 2021
To nie dziś, a ubiegłą sobotę spędziliśmy na Siwym Groniu. Dziś – siedzę sama w „domiszczu”, kolejny dzień przeglądając oferty tanich domów na sprzedaż.
Jeszcze powoli wygrzebuję się z tego leja po bombie, w który wpadłam niedawno, wydawał się tak głęboki, że nieba z dna nie widziałam, a pył po wybuchu gęsty był i gryzący, choć świadoma byłam tego, że opadnie i ukaże całkiem nową i – przecież lepszą – rzeczywistość.
Późno, wiem. Na wiele spraw już za późno, ale w nowej rzeczywistości można już wszystko przebaczyć i zapomnieć, co wcześniej było nieosiągalne i niewyobrażalne, nie trzeba już walczyć z demonami przeszłości, bo właśnie odeszły.
Nie wiem co będzie dalej. Moja część domiszcza nie jest warta tyle, by nabyć za to wygodną nieruchomość dla mnie i Krzycha, trzeba będzie kupić coś niewielkiego do remontu i zmienić w dom do mieszkania na stałe. Nie będzie łatwo, ale czy kiedykolwiek było?
Kolejna umowa o pracę na zastępstwo kończy mi się wkrótce, nie szukam jeszcze kolejnej bo nie wiem nawet w przybliżeniu gdzie znajdziemy to nasze nowe miejsce. Może będzie daleko, może trzeba będzie sprzedać chatkę na Siwym Groniu, a może wcale nie.
Czas zawieszenia to trudny czas. Tyle w nim „może” i „jeśli”…
Krzyś spakował Tosię do transporterka, jak tydzień temu, i razem z kolegą pomknął swoją terenówką w góry, remontować przybudówkę chaty naszej sąsiadki, Kasi. Posadzą przy okazji kilka iglaków w miejsce naszych tuj objadanych uparcie przez jelenie, takich choin kanadyjskich podobno nie obgryzają, kupiliśmy więc dziesięć sadzonek na próbę.
A żarłoczna działalność Klotki i jej trzech koleżanek trwa na naszym podwórku w najlepsze, nawet śliczny mały rododendron, który przyjął się i przetrwał bez szwanku ostatnią zimę, stracił wszystkie listki i część gałązek, stanowi teraz dość smutny widok stercząc pośród obficie rozsianych wokół jelenich odchodów.

– Gdybyśmy chcieli tu mieć ogródek warzywny, trzeba by siedzieć w nocy i pilnować, jak babcia Janeczka kiedyś. – westchnął smętnie Krzyś, kiedy obchodziliśmy ostatnio podwórko, przycinając i podpierając obłamane krzewy.
Rzeczywiście, Janka siadywała z psem przy swoim polu ziemniaków i całymi nocami odganiała dziki, stukając kijem w zawieszone na paliku puszki po piwie. Bywała wtedy wiecznie zmęczona i płaczliwa.
– Nie wyobrażam sobie tak. – pokręciłam głową na to wspomnienie. – Mam nadzieję, że ogródek zrobimy w stałym domu, gdziekolwiek będzie.
– Oby był na tyle blisko i niedrogo, żebyśmy nie musieli pozbywać się tej chatki. Chodź, mamul, sprawdzimy jak się trzyma Jędrek na zadomiu!
„Jędrek” to niewielki świerk, który zimą przygiął się do ziemi i sterczał połową wyrwanych korzeni. Postawiliśmy go do pionu, podparliśmy gałęziami i wkopaliśmy nieco odsłonięte korzenie, przysypując je ziemią. Mój syn czuje się teraz za niego odpowiedzialny, nadał mu imię i chciał nawet pójść po wodę by go podlać, ale wyręczył go deszcz, który i nas przygnał z powrotem do chatki, gdzie czekała rozbrykana swoją kocią radością Tośka.

Niewiadome przed nami, trzeba nam teraz rozwagi i łutu szczęścia, by podjąć mądre decyzje i dokonać dobrych wyborów, kiedy już dalsza droga wyłoni się zza zakrętu…
6 thoughts on “A co za zakrętem?…”
Moj brat siadywal w nocy przy oknie, zeby sarny wyganiac…ale on swoich kwitnacych roz pilnowal…one uwielbiaja roze…my tu mamy takie cienkie siatki, tanie ale przed zwierzetami chronia , jak sie ma ogodek warto rozpiac na palikach dookola….a wszystko sie ulozy…nawet jak „cos do remontu”, to co to dla Was? mozecie juz zalozyc firme remontowa.. 🙂
No popatrz. U nas sarny trzymają się z daleka, rzadko nawet wchodzą między domy na szczycie. Za to jelenie – nic sobie nie robią z ogrodzeń, siatka musiałaby mieć ze dwa metry wysokości… 😉
Kochana Maryl! Dzisiaj przypada now ksiezyca. A z nowiem wszystko co nowe ma szczegolnie dobre szanse powodzenia. Niech ksiezyc Cie wspiera!
Amen, oby tak było.
Dziękuję. 🙂
Ciężkie to życie…. Same smutki i zmartwienia…. A jak już „zaświeci słoneczko” i jest trochę lepiej, to buch obuchem w łeb, żebyś za wysoko głowy nie podniosła…
Trzymam kciuki, żeby „za zakrętem” było lepsze życie…
Mam wielkie nadzieje co do tego „za zakrętem”. Pozdrowienia, Zosiu.