
Zignorować „I tak ci się nie uda!” :-)
3 lipca 2021
Spokojne, ciche południe, słońce całe na złoto baraszkuje z chmurami, to przykrywa się nimi, to przysiada na błękitnym tronie, wypełniając swoje grzejne obowiązki. Wczoraj nie napracowało się wiele, mimo letniej pory nie ominęło mnie palenie w piecu, dziś rano też ku piecowi skierowałam pierwsze kroki. Nie, nie narzekam, lubię to charakterystyczne trzaskanie dochodzące z kuchennego kąta i miłe ciepło rozchodzące się stopniowo po domu.
Cały ten ranek przewalczyłam z chwaściorami przy domu. Oplewiłam dokładnie okolice rododendrona i bzu, odnalazłam w gąszczu traw smętne resztki tamaryszka zjedzonego przez łanię Klotyldę, przycięłam je i wbiłam mocniej powykrzywiane patyki znaczące miejsce posadzenia krzewu. Może jednak odrośnie? Mimo założonych rękawiczek, całe ręce mam w bąblach po kąsaniu pokrzyw, które wyrywałam na potęgę razem z korzeniami. Co roku to robię i przyznać muszę, że pokrzywowy gąszcz jest nieco mniejszy. Nie, żebym ich nie lubiła, to pożyteczne rośliny, ale jednak nie mam na tyle chęci ani samozaparcia by przetwarzać je na soki, kotlety i inne niewątpliwie zdrowe przysmaki. Zamiast tego wyrywam je brutalnie i wywalam za płot. Moja kulpa, z godnością więc przyjmuję to swędzenie bąbli, należy mi się. 😉
Tośka śpi zwinięta w luźny kłębek na parapecie, Krzyś kończy tynkowanie podmurówki u Kasi, mam więc czas na załatwienie kilku spraw przy komputerze.

Wysłałam właśnie uwagi co do… Umowy Wydawniczej. Tak, zdecydowałam się wydać drukiem moją „Chatę na Siwym Groniu”. Jeśli nie teraz, to kiedy?! Nie mam wielkiej nadziei na jakikolwiek zarobek, nie sądzę nawet, że koszt wydania się zwróci, ale czuję, że muszę spróbować. Co więcej – chcę spróbować, chcę wziąć tę książkę do ręki i podarować ją przyjaciołom. Może wyjdzie przed Gwiazdką?
Ileż to razy rezygnowałam z czegoś z obawy, że się ośmieszę, że sięgam po coś ponad moje możliwości, po coś, na co nie zasługuję. Ileż to razy w domu słyszałam „I tak ci się nie uda!”, ten drwiący głos brzmi mi w uszach i teraz, przywołuję go bez trudu bo towarzyszył mi całe długie lata. Ale dziś – już się nim nie przejmuję, wzruszam tylko ramionami i uczę się go ignorować. Późno, pewnie, ale mam nadzieję, że jeszcze zdążę przeżyć coś z rozmachem, satysfakcję z własnej odwagi i potwierdzenie swojej wartości. Nie można się bać, nie można rezygnować z marzeń i cofać się ze strachem i zwątpieniem zamiast próbować. I cóż z tego, jeśli nie uda się za pierwszym razem? Uda się za drugim lub piątym! To właśnie powinno się wpajać swoim dzieciom i chwała tym, którzy tak robią.
Buczenie kosiarki gdzieś za orzechem wywabiło mnie z domu, syn Zosi ostrym sprzętem pozbywa się trawska z podwórka, pewnie wieczorem będą robić tam ognisko. Wczoraj wieczorem przyjechali całkiem sporą gromadą, na szczęście niehałaśliwą, przywitałam się z nimi jedynie z daleka. Choć nie jesteśmy w bliskich relacjach, lubię kiedy są obok, na Groniu robi się jakoś bardziej domowo i bezpiecznie.
– Mamul, podasz mi wodę? Stoi koło mojego łóżka. – Krzyś wpadł zasapany nieco i stanął w otwartych drzwiach izby. – A, i przyjedziemy z ekipą za tydzień jednak, pasuje ci? Właśnie dzwonił Adrian.
– Jasne że pasuje, przyjeżdżajcie. – przytaknęłam, podając mu butelkę wody. – Ja mam co robić w domiszczu, też zaproszę znajomych.
Tosia zeskoczyła z parapetu, przeciągnęła się i pobiegła pod werandę kontynuować eksplorację sobie tylko wiadomych rejonów poddomia. Zapaliłam kadzidełko sandałowe, pozbywając się kilku irytujących much, chyba zabiorę się za porządki w kącie kuchennym, zostało mi jeszcze wyszorowanie półek i wszelkich pojemniczków stojących na nich tudzież pościeranie kurzu z obrazków i durnostojek na półce przy oknie. Ostatnio powiesiłam swój kolejny rysunek i nawet jestem z tego zadowolona. Tym razem to nie portret, a mały powrót do „fantasmagorii”, jak nazywała takie moje prace pani docent od grafiki na studiach.

Za oknem jakby całkiem się rozjaśniło, termometr pokazuje wspaniałe dwadzieścia jeden stopni, ptaki świergoczą z lasu i lekki wietrzyk szeleści gałęziami lipy za płotem Kasi. Pachną dzikie róże i skoszone trawy. Nic nie muszę, jest pięknie i spokojnie.
Uppps, poprawka: muszę natychmiast uratować i wynieść do lasu mysz, którą właśnie upolowała Tośka! 😉
16 thoughts on “Zignorować „I tak ci się nie uda!” :-)”
A ja tę książkę to chyba dzieciom powinienem sprezentować. Niech czytają! 🙂
Haha, znajdą w niej siebie, bez wątpienia! 😉
Świetna wiadomość! Wprawdzie obiecałam sobie, że już żadnej książki nie kupię, mam ich zbyt dużo (ok. 800). W związku z remontem musiałam je powynosić i poprzynosić i choć to było 3 lata temu do dzisiaj mój kręgosłup to odczuwa. Twoją książkę jednak kupię 🙂 Nie mam siły czytać tej obecnej literatury, ani oglądać większości filmów.
Zawsze wolałam literaturę faktu. Jedyną rzeczą jaką teraz oglądam w tv to „Rolnicy Podlasie” (wieś znam tylko z daleka, więc ta z serialu wiele mi uświadamia) no i „Starożytnych kosmitów” 😉
Mam tylko prośbę o zamieszczenie chociaż kilku Twoich rysunków w książce.
Pozdrawiam, życzę zdrowia, spełnienia zamierzeń i wspaniałych chwil w chatce i poza nią 🙂
Baaardzo dziękuję. 🙂
Co do rysunków – chyba ten mój debiut obejdzie się bez nich, ale kto wie, może jeszcze coś się zmieni…
A księgozbiór – niczego sobie, nie powiem. 😉
Pozdrowienia serdeczne! 🙂
I ja też bardzo, bardzo chętnie przeczytam!
Bardzo się cieszę że będzie można kupić Twoją książkę! :)))
Dziękuję, to baaaaardzo się cieszę. :-)))
Przeczytalam gdzies w czelusciach jenternetow: Jesli chcesz miec szczesliwe zycie – pozbadz sie obawy, ze zrobisz cos nie tak.
Zamiast wyrywac pokrzywy – maluj kota – jest jak zywy.
Fantasmagoria – fantastyczna!
Ech, pokrzywy jednak uparcie wyrywać będę, sorry… 😉
Cieszę się, że podoba Ci się fantasmagoria. 🙂
Cieszę się na wieść o książce, to już wiesz. Będę polecać na prawo i lewo, bo wiem, że warto.
Maryl, jakie piękne jest to na ścianie. Fantasmagoria? Dobry tutuł. Może album?
Dzięki wielkie, Basiu. 🙂
„Fantasmagorie” robiłam kiedyś w ilości wielkiej, jeszcze czasem słyszę, że ktoś nadal ma je u siebie na ścianie… 😉
Czekam z niecierpliwością, Twoje pisanie to taki okład na bolącą duszę.
Póki co trzymam kciuki.
Dziękuję. I serdecznie Cię pozdrawiam! 🙂
No wreszcie…..A nie mówiłam……Bardzo,bardzo sie cieszę ,Jak cudnie ….Pozdrawiam Mirka
Ja też się cieszę! 🙂
Cudnie się Ciebie czyta i z przyjemnością książkę kupię i przeczytam:)
Ooo, bardzo dziękuję za miłe słowa! Pozdrawiam serdecznie! 🙂